Dlaczego nie możesz schudnąć, chociaż próbowałaś już wszystkiego?
17 września 2020Ile schudniesz na poście sokowym?
25 października 2020Opadła we mnie fala wkurwu.
Skrywanej złości i strachu.
Ale i żalu,
i niemocy…
Bo i tak jesteśmy w tym razem.
Czy tego chcemy, czy nie…
Czy się buntujemy wobec noszenia masek, władzy, czy wobec
jakiejkolwiek głupoty.
Bez względu na to, po której „stronie barykady” stoimy.
I tak jesteśmy w tym razem.
I na głębszym poziomie przecież wszyscy jesteśmy jednością…
Tak się w to wszystko WCZUŁAM.
I czuję ile tutaj wszędzie strachu…
przed śmiercią.
Za chwilę święto zmarłych.
Jesienna aura.
Wszystko sprzyja…
Tak się w to wszystko WCZUŁAM…
I rozumiem strach tych, którzy boją się zachorować.
Tych, którym włączają się rodowe, zapisane traumy na temat tych, którzy umarli na jakąś zakaźną chorobę dawno temu. A przecież były to całe plagi…
Rozumiem, że boją się o swoje życie, zdrowie.
Rozumiem tych, którzy uważają, że noszenie masek to grupowa odpowiedzialność i mądre rozwiazanie.
Rozumiem tych, którzy boją się policji, mandatów i kar.
Rozumiem tych, którzy walczą z tematem, nie noszą masek i śpiewają, że to nie istnieje…
Rozumiem, że stają w obronie wolności i wylogowują się z systemu.
Rozumiem tych, którzy boją się przymusowych szczepionek i chipów.
Rozumiem tych, którzy uważają to za zbawienie…
Bez względu na to, do której grupy należymy, wciąż jesteśmy w tym razem.
Wobec całego tego szaleństwa, które się na naszych oczach odgrywa…
Myślę, że jesteśmy świadkami dużej zmiany.
Takiej na skalę Światową…
a może i jeszcze większą.
Ale to także, jak wszystko inne w historii ludzkości – też przeminie.
To też będzie miało swój koniec.
Ciekawa jestem jaki to ma swój głęboki sens.
I czego ma to nas nauczyć?
Czy może właśnie tego – nie wchodzenia w podziały?
Czy może właśnie tego – wychodzenia z pozycji miłości w odpowiedzi na wszystko?
Czy może właśnie tego – patrzenia z szerszej perspektywy na to, co jest?
Współodczuwania?
Jedności?
Bliskości?
Miłości….?
Wiem, że dla wielu ludzi jest to czas dużych zmian.
Nie tylko związanych z pracą, finansami…
Ale także takich życiowych.
Głębokich.
U mnie także.
I widocznie takie to ma być.
Myślę, że tak jak poprzednim razem ta historia z wirusem była niesamowicie transformująca, tak i tym razem będzie podobnie.
Wtedy było to swego rodzaju zmuszenie do zajrzenia do środka…
Do skontaktowania się ze sobą i swoimi bliskimi.
Do poczucia swoich emocji…
A przecież niektórym do tego tak daleko.
Może to o tym jest ten strach?
Czy potrzebny jest wirus, żeby zatrzymać się w pogoni i usłyszeć głuchy krzyk własnych emocji?
Żeby zacząć nad sobą pracować?
Wylać z siebie morze zapisanych w ciele traum i przekonań?
Być może potrzebny.
Być może po to właśnie się to zadziewa.
Być może taki ma głębszy sens?
Ja ostatnim razem byłam na głodówce.
I był to faktycznie najmocniejszy proces postu, jaki przeszłam. Sto dni na sokach w porównaniu z głodówką wodną + suchą to było… przedszkole.
Mnie wtedy nie było. Zniknęłam gdzieś w odmętach istnienia. Przepływało przeze mnie mnóstwo rzeczy.
Wylewało się…
I czyściło.
A więc podchodzę do całej tej historii z ogromną pokorą, bo wiem, że jest to coś dużo większego ode mnie.
I myślę, że od nas wszystkich…
Coś, co niesie ogromną przemianę…
Jeśli tylko będziemy potrafili zostać w tym razem…
I zamienić nienawiść, poczucie niesprawiedliwości i krzywdy na miłość.
Bo być może właśnie teraz jest ten czas wyłania się ogromnej fali miłości i światła.
Pamietajmy, że istota ludzka jest najwyższą istotą, która chodzi po tej Ziemi.
Nic tak na prawdę nie jest w stanie nam zaszkodzić, poza nami samymi.
Uważajmy, gdzie kierujemy naszą energię.
I jakie światy tworzymy naszymi myślami, słowami i emocjami.
Bo wszyscy jesteśmy w tym RAZEM.