Ile schudniesz na poście sokowym?
25 października 2020Zanim zaczniesz swój wielki post sokowy…
25 października 2020100 dni na sokach,
minęło jak mrugnięcie oka.
Niczym oddech w cudzie życia,
Który zmienia lata bycia.I maluje, i czaruje każdą cząstkę serca twego,
byś zobaczył i byś poczuł w końcu siebie NIE-martwego.
Ponad trzy miesiące temu wymyśliłam sobie, że potrzebuję coś odmienić.
Poczułam głęboko w sobie, że chcę wejść w SOKI, o których słyszałam tak wiele dobrego.
Nie chciałam się już czuć tak, jak się czułam.
Nie chciałam wiecznie zaczynać od nowa.
Nie chciałam się już czuć ociężała, powolna, zalana…
I nie chciałam być ciagle smutna, przygnębiona, zmartwiona, wiecznie martwa…
Gdzie jest MOJE ŻYCIE?
Pytałam siebie co jakiś czas.
A odpowiedzi wcale nie było.
Były tylko coraz to nowsze zranienia i cierpienia.
Nowe lekcje, dobijające do ziemi raz po raz.
Ogromne zaburzenia odżywiania. Ponad 7 lat mojego życia. Każde możliwe na moim koncie.
Zranione serce „miłościami”, które miały być ulgą, a były tylko kolejnymi sztyletami. Były uzależnieniami.
I były historią zapisaną gdzieś w komórkach, którą dźwigałam gdzieś na moich barkach…
I tata, którego nie było we mnie. Ani dla mnie.
Bo nie był przyjęty. Przeze mnie.
Bo nie był dopuszczony- przez kobiece.
I mamy też nie było we mnie.
Bo w komórkach zapisane było odrzucenie.
I nie było ani kobiecego, ani męskiego.
Był tylko lęk i ciągle walenie głową w mur.
Próby przebijania się przez niego.
Walka.
Smutek.
Śmierć.
Dźwiganie. Za kogoś. Czyjejś historii…
Mówi się, że duchowość jest dla tych, którzy byli już w swoim piekle.
Ja byłam.
Nie raz.
Soki to nie jest magiczna różdżka, która odmienia życie.
Życie nie zmienia się nagle w takie, jakby jeżdżenie na jednorożcu po tęczy…
Po 100 dniach na sokach
Nie wyrosły mi skrzydła.
Nie zaczęłam lewitować.
Ani nie przenoszę się w czasie.
Nie jestem też teraz nadzwyczajnie uzdolniona w to, czego nie miałabym wcześniej…
Soki nie służą do tego, by stać się „oświeconym”.
ALE
Ale soki dają przestrzeń.
Dają pole do pracy i do zmiany.
Dają miejsce na usłyszenie siebie, swoich myśli i swojej duszy.
Dają większe pole widzenia- tego, co w Tobie siedzi i potrzebuje uleczenia.
Dają ogromną intuicję, która nie pozwala podejmować złych decyzji.
Wszystko dzieje się dokładnie perfekcyjnie.
Manifestuje się idealnie obrazując Ci rzeczy, które potrzebujesz w sobie przerobić, zrozumieć i zakończyć.
I ruszyć dalej, do NOWEGO.
Na początku jest to ogromna praca.
Ale wszystko też zależy od tego gdzie teraz jesteś i ile już przerobiłeś.
Ile jesteś w stanie zrobić.
Bo powiem Ci coś…
Jestem członkiem wielu surowych grup. Dużo wiem na temat detoksu, oczyszczania, różnych protokołów, soków, jedzenia…
Studiuję dietetykę.
A w temacie jedzenia i diet siedzę już blisko 10 lat.
I uważam, że jedzenie jest niesamowitym narzędziem w procesie poszerzania Świadomości i przebudzenia.
Ale nie jest najważniejszym elementem.
Ono jest pięknym pomostem do tego. Do doświadczenia i zrozumienia.
Ale nie ono przenosi nas do krainy ŚWIADOMOŚCI.
Bliska mi osoba zawsze mówi, że Budda pod koniec życia podobno jadł wieprzowinę…
Ja za dużo siedzę w temacie diet i jedzenia, by wierzyć, że tylko ono ma największą moc.
Największą moc mają Twoje emocje i traumy, które w sobie nosisz…
Kończę dziś pisać tego posta, po tym jak wróciłam z ustawień Hellingerowskich.
Zaczynałam post sokowy ustawieniami i kończę moje soki ustawieniami właśnie.
Nie planowałam, że tak się to potoczy i tak będzie wyglądać.
I że TYLE przez ten czas przerobię…
Ale faktycznie się to wszystko zadziało.
I kolejny raz rozwaliło mi system…
Zawsze było mi bliżej do śmierci, niż do życia.
Tam było łatwiej.
Bezpieczniej.
Nie trzeba wychodzić do świata.
Nie trzeba dawać.
Wgl nie trzeba być…
ALE teraz pora na NOWE.
Wiosna idzie.
Pora posprzątać swoje życie.
Te soki, to była absolutnie wspaniała podróż.
Pokazały mi całe morze… wszystkiego.
Uleczyły całe oceany… tego, co we mnie siedziało.
I dały całe krainy nowych wglądów, możliwości i całego nowego życia.
Ale tylko poprzez przestrzeń… na pracę z samą sobą.
Jak teraz po tych sokach będę jeść?
To jest wielka niewiadoma.
Niczego nie jestem pewna.
I nigdy nie mówię „zawsze”, ani „nigdy”.
Bo już nie raz się przekonałam na sobie, jak życie zatacza kręgi.
Bardzo możliwe, że będę jeść trochę gotowanego.
A może nie.
A może nie trochę, tylko więcej, niż trochę.
A może nie.
Może zjem czasem jajko, albo rybę.
A może nie.
Jak to jedna z Was ostatnio przepięknie napisała w komentarzu
„Miłość w sercu się mnoży do nieskończoności i nie znika po zjedzeniu ugotowanej kaszy…”
A ja mówię- dokładnie tak.
Poprzez jedzenie można przepięknie poszerzać świadomość i to poszerzanie nie znika.
Rozciąga się i jest już z nami.
W sercu. W środku. W duszy.
I najważniejsze, by słuchać SIEBIE w tym wszystkim. Kroczyć za swoją intuicją i ogromną wiedzą, która istnieje w każdym z nas.
Bo to w nas zapisana jest DOKŁADNIE każda odpowiedź.
Każda tajemna wiedza.
Każde zaklęcie.
Każdy rytuał.
Każde ustawienie…
Jestem wdzięczna w nieskończoność za te ponad trzy miesiące…
I cieszę się, że jestem tutaj dla Ciebie.
Za około tydzień lub dwa opowiem o tym u siebie na kanale.
Od dłuższego czasu planuję i przygotowuję się fizycznie i mentalnie na powrót tam.
Z nową jakością.
Lampa kupiona, mikrofon też, nowy program jest, logo już prawie gotowe, intro się tworzy…
Cieszę się z tego NOWEGO.
Na każdej płaszczyźnie życia.
Posty na temat soków na pewno jeszcze się pojawią.
Jeśli masz jakieś pytania, to pisz.
Jestem tutaj dla Ciebie.
I dziękuję, że czytasz.
W tańcu życia….
KOCHAM CIE!